WSTĘP

Marantz PM-95, to jeden z najrzadziej spotykanych wzmacniaczy producenta.

Pojawił się na rynku w czasach, kiedy świetnych konstrukcji nie brakowało. Za niewygórowaną cenę (2000-3000DM) można było nabyć zintegrowane wzmacniacze wysokiej klasy od Luxmana, JVC, Pioneera czy Kenwooda. Większość z nich (jeśli nie wszystkie) były - zgodnie z ówczesną modą -wyposażone w przetworniki cyfrowo-analogowe. Tak jest również w przypadku Marantza PM-95.

Na łamach Oazy Dźwięku testowaliśmy Pioneera A-91D. W planach mamy recenzje Kenwooda KA-3300D, Luxmana LV-117 i JVC AX-Z911 (model AX-1100 wypadł znakomicie w naszym teście).

Obserwujcie więc naszą stronę i grupę na portalu społecznościowym.

Wróćmy jednak do meritum.

PM-95 był co najmniej 2x droższy od najbardziej popularnych wówczas modeli, sprzedawanych na rynku europejskim. Kosztował równe 6000 DM. Jego konkurencji należy więc szukać wśród Luxmanów i Accuphase. Od dawna przymierzamy się do recenzji Luxmana L-570 i Accuphase E-405.

PM-95 nieźle sprzedawał się w USA. Był świetnie wyposażony, miał (co ważne na rynku amerykańskim) wielofunkcyjnego, awangardowego pilota i oferował brzmienie kompletnie różne od rodzimych konstrukcji.

Jak wypadł w naszym teście? Tego dowiecie się w dalszej części recenzji.

WRAŻENIA OGÓLNE I CECHY CHARAKTERYSTYCZNE

Organoleptycznie wzmacniacz robi bardzo dobre wrażenie. Jest ciężki (prawie 30 kg). Wykonany bardziej solidnie niż PM-75 i dużo lepiej wyposażony.

Marantz PM-95 jest wzmacniaczem zintegrowanym z przetwornikiem cyfrowo-analogowym. I to nie byle jakim. Zaimplementowano w nim słynne TDA-1541 w selekcjonowanej wersji S1. Oba konwertery pracują w trybie różnicowym.

Jest też wzmacniaczem pracującym w klasie A. Z tyłu znajdziecie specjalny przełącznik pomiędzy klasą A i klasą AB. W klasie A PM-95 dysponuje mocą 2x20 watt przy obciążeniu 8 ohmów.

Na panelu przednim i tylnym znajdziecie całe mnóstwo wejść i wyjść - z bardzo mocno rozbudowaną sekcją cyfrową: dla CD i co najmniej dwóch magnetofonów DAT (optical i coaxial).

Uwzględniono także analogowe pętle magnetofonowe dla magnetofonów analogowych i urządzeń DAT.

Strukturą wewnętrzną PM-95 przypomina model PM-94 LIMITED. Jest oczywiście parę różnic. Przede wszystkim ulepszone komponenty, porzucenie koncepcji QUARTER-A i zastosowanie wysokiej klasy konwertera cyfrowo-analogowego TDA-1541 S1.

Cała obudowa wykonana jest z odlewanego ciśnieniowo aluminium. Cechą charakterystyczną tego modelu jest także ciężka, aluminiowa płyta górna i brak potencjometrów obrotowych (poza potencjometrem głośności). Ścieżki PCB są grube, wzmacniacz jest okablowany przewodami LC-OFC, a każda z sekcji posiada osobne zasilanie.

Na stopniach mocy pracują tranzystory MOS-FET, wcześniej FET i BIPOLAR.

Wszystkie wejścia cyfrowe są wyłączane (jeśli włączymy źródło analogowe). Tryby DIRECT omijają wszystko, z wyjątkiem potencjometru głośności.

Pytanie tylko jak Marantz PM-95 poradzi sobie w naszym docelowym systemie? Tego dowiecie się w dalszej części recenzji.

BRZMIENIE

Najpierw parę słów na temat naszego systemu:

  • pomieszczenie 18m2 z pełną adaptacją akustyczną wykonywaną przez renomowaną firmę
  • odtwarzacz CD Marantz CD-17KI (w wersji na DAC-7)
  • kolumny Studio 16 Hertz Minas Anor IV (alternatywnie Revox BR-430)

Materiał muzyczny: od art rocka, przez jazz, po muzykę popularną i elektroniczną. Większość używanych przez nas płyt znacie z poprzednich recenzji.

Byliśmy bardzo ciekawi, czy ten klasyczny wzmacniacz Marantza dorówna nowszym konstrukcjom, a zwłaszcza tak lubianemu przez nas PM-14 i PM-14 mkII KI.

Zaczęliśmy od art rocka. Płyty Pink Floyd, King Crimson, Manfred Mann's Earth Band i UK. Jazzowo głównie John Zorn i Miles Davis. Ponadto Daft Punk, Schiller, Yello, Vangelis i J.M. Jarre.

Pierwsze, na co zwróciliśmy uwagę, to potęga i głębia basu. Schodził bardzo nisko i doskonale wybrzmiewał. Był świetnie kontrolowany. Nie gubił rytmu. Bez względu na to, czy wykonawca wykorzystywał klasyczne instrumenty perkusyjne, czy był to specjalnie zaprogramowany automat. Najbardziej utknęła nam w pamięci historia życia Giorgio Morodera na płycie zespołu Daft Punk. To bas generowany elektronicznie. Uderzenie było bardzo silne. Dobitne. Było zróżnicowanie. Nie było nudnego i jednostajnego tempa. Na nagraniu Otto Di Catania, z płyty Flag szwajcarskiego duetu Yello, bas schodził bardzo nisko i momentalnie znikał. Mieliśmy wrażenie, że sięga aż do piwnicy 😉 Warto odnotować bardzo realistycznie brzmiącą gitarę basową i świetny kontrabas.

Trochę bałem się średniego zakresu. Wzmacniacze Marantza z lat 80-tych często go wycofują. Tak grał PM-75 i PM-84. Tutaj jednak plastyka tego zakresu łączyła się z jego naturalnością. Średnica była dźwięczna i szczegółowa. Z bardzo dobrą mikro dynamiką. Słynny fragment wokalisty, chóru i fortepianu operujących na jednym poziomie głośności (KIng Crimson - Lizard) zabrzmiał wzorcowo. Nic się nie zlewało. Wszystkie "przeszkadzajki" na nagraniu Train To Thiensan (John Zorn - The Gift) można było doskonale odróżnić od siebie. Trąbka Milesa Davisa była tak wciągająca, jak na najlepszych systemach, jakich dotąd słuchaliśmy. Była faktura i moc. Niemiecki trębacz i wokalista jazzowy Till Bronner wziął udział w nagraniu płyty Touch zespołu Yello. Jego trąbkę słychać w utworze Till Tomorrow - to jeden z naszych ulubionych fragmentów do testowania. Wrażenia bardzo podobne. Jest faktura, jest moc, ale nic nas nie razi, nic nie przeszkadza. Bardzo często na słabszych systemach trąbka kłuje w uszy. Jest to szalenie denerwujące i przeszkadza w normalnym odbiorze muzyki.

Scena sięgała daleko wszerz. Uciekała do sąsiedniego pomieszczenia i kryła się za linią głośników. The Smile Schillera z Sarah Brightman (z albumu Leben) nabrało rozmachu. Dźwięk słyszeliśmy z tyłu, za naszymi głowami, szeroko po bokach i przed nami - za linią kolumn. Jednocześnie głos Brightman był taki namacalny, delikatny i bardzo wyraźny (na płycie CD to nie jest najlepsza realizacja, lepiej brzmi SACD). Gymnopedie no3, to klasyczna kompozycja Erica Satie - francuskiego kompozytora z przełomu XIX i XX wieku. Jej elektroniczna aranżacja, którą zaproponował Christopher von Deylen (Schiller) jest fenomenalnie zrealizowana. Pełna fantastycznych efektów przestrzennych. One tym lepiej brzmią, im lepszy jest system odtwarzający muzykę. Marantz PM-95 w tym zestawie utrzymał się niewątpliwie w czołówce najlepiej brzmiących wzmacniaczy. Dźwięk rozchodził się po pokoju, atakował nasze uszy z różnych stron, dając się przy tym dokładnie umiejscowić. Największe wrażenie zrobił na nas przelatujący samolot. Od lewego, do prawego kanału.

Wysokie tony były gładkie i szczegółowe. W większości przypadków było ich tyle, ile trzeba. Jednak w niektórych nagraniach czuliśmy lekki niedosyt. Mieliśmy wrażenie niewielkiego wycofania najwyższych rejestrów. Bardzo dobrze było to słychać na art rocku (Manfred Mann's Earth Band i King Crimson). Klasyczna gitara w nagraniu California, z albumu Watch (Manfred Mann's Earthband) nie była tak dźwięczna, jak na przykład w systemie Gamuta, czy w zestawie Krell KAV-300i + Infinity Renaissance 90. Podobnie fragmenty albumu In The Court Of The Crimson King (King Crimson) nie przekonywały nas jakością góry pasma. Jednak nie była to wielka wada. Absolutnie. W tym przedziale cenowym nie powinna się jednak zdarzyć.

TDA 1541 S1 I KLASA A

Na zakończenie niniejszej recenzji skupimy się na krótkim porównaniu dźwięku pomiędzy źródłem (Marantz CD-17 KI), a wbudowanym w PM-95 przetwornikiem TDA-1541 w selekcjonowanej wersji S1.

S1 i S2, to najwyższe gradacje tej legendarnej 16-bitowej kości. Marantz CD-17KI jest zbudowany na dużo nowszym przetworniku TDA-1547, z 20-bitowym filtrem.

Bas sprawiał wrażenie znacznie bardziej poluzowanego. Był głęboki, mocno dociążony, ale stracił swoją kontrolę. Nie był tak sprężysty i punktowy. Na szczęście nie rozlewał się po pokoju. Jednak utrata dyscypliny jest dla nas poważną wadą.

Średnica nie była tak namacalna. Lekko wycofana. Mieliśmy wrażenie, że przez wbudowany przetwornik dźwięk PM-95 układa się w kształcie litery V - jak w starych korektorach graficznych.

Scena nadal rozciągała się szeroko. Dźwięk był daleko poza naszymi głowami, ale nie sięgał tak mocno w głąb. Pozorne źródła dźwięku zlokalizowane były zdecydowanie bardziej chaotycznie. Dało się je policzyć, ale trudno było je dokładnie umiejscowić.

Różnice w wysokich tonach związane są bezpośrednio ze zmianą charakteru dźwięku. Stał się bardziej miękki. Górny zakres pasma nieco stracił na szczegółowości. Nie był tak wyraźny, choć dobrze słyszalny.

W klasie A było równie miękko, ale też lekko i zwiewnie. Nie było takich problemów z wycofaną średnicą. Nie było typowej litery V. Moc byłą mniejsza, temperatura większa, a przyjemności nadal sporo. Przy jaśniejszych kolumnach warto wypróbować granie w klasie A.

PODSUMOWANIE

Marantz PM-95, to bardzo udany wzmacniacz. Egzemplarz, który otrzymaliśmy do testów był w pełni oryginalny, po dokładnym serwisie. To bardzo ważne w przypadku tak leciwych urządzeń.

PM-95 był (w swoich czasach) wzmacniaczem klasy/linii PREMIUM. Bezpośrednim następcą PM-94 LIMITED, w jakiejś części powielającym zastosowane w nim rozwiązania. Zdaje się, że kontynuatorem tej linii był PM-15, ale to już zupełnie inna klasa PREMIUM.

Zestawienie z cieszącym się ogromną popularnością w Polsce CD-17 KI okazało się strzałem w dziesiątkę. Analogowy charakter brzmienia, jego plastyka i szeroka scena muzyczna są w jakiejś mierze także jego zasługą. CD-17 KI już wykorzystywaliśmy przy okazji recenzji modelu SA-15S1.

Naszym zdaniem PM-95 ma jedną, zasadniczą wadę. Nie jest bardzo szczegółowy i bardzo rozdzielczy w zakresie wysokich tonów. Być może, gdybyśmy podłączyli zupełnie inne, jaśniejsze kolumny, to nie byłoby tego problemu. Trzeba jednak zauważyć, że PM-14 (w wersji bez KI), w tej samej konfiguracji, brzmiał dużo bardziej szczegółowo w tym zakresie. Lepszy był też przełom środka i góry.

To oczywiście nie zmienia ogólnej, bardzo pozytywnej oceny Marantza PM-95. Każdy jednak powinien na własną rękę poszukać swojej konfiguracji. PM-95, to wzmacniacz bardzo wciągający, oferujący kulturalne brzmienie z dużą klasą.

Marantza PM-95 rekomendujemy Wam do odsłuchu.

Ekipa Oazy Dźwięku

COPYRIGHT BY OAZA DŹWIĘKU 2024

TRANSLATE