KOLUMNY, KTÓRE POTRAFIĄ ZASKOCZYĆ
Ancient Audio to jedna z moich ulubionych polskich manufaktur. Także ze względu na osobę Jarka Waszczyszyna. To postać bardzo znana w polskim środowisku audio i absolutnie nie kontrowersyjna. Fantastyczny gawędziarz i zapalony meloman. Jarek od zawsze kojarzy mi się z dobrym dźwiękiem. Znamy się od prawie 20 lat i byłem bardzo ciekaw czym tym razem mnie zaskoczy.
Ostatnio testowałem zestaw wyjątkowy. Konfigurację, która grała żywą muzykę. Jej cena była adekwatna do jakości brzmienia – więcej znajdziecie tutaj: ZESTAW ANCIENT AUDIO
Ancient Audio Vintage Horten to rozwinięcie koncepcji kolumn aktywnych. Ba, kolumny wyposażone we własny przetwornik cyfrowo-analogowy. Wyglądem do złudzenia przypominają zestawy popularne w latach 60-tych, czy 70-tych. Obudowy wykonane są z MDFu, a fornir to tradycyjny polski dąb. Producent wyposażył je w tanie (!) głośniki STXa i wcale się z tym nie kryje. Brawo za odwagę!
Vintage Horten są dwudrożne. Kopułkowemu głośnikowi wysokotonowemu towarzyszy 18cm papierowy midwoofer. Kolumny napędzane są wzmacniaczem w klasie D o mocy 60watt.
Za dźwięk odpowiada słynny procesor Ancient Audio, o którym pisałem przy okazji poprzedniej recenzji (link powyżej). Do wyboru są trzy programy: do pracy przy biurku, do normalnego słuchania w pokoju i tryb współpracujący z zewnętrznym subwooferem.
Ważnym dodatkiem jest wbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy, dający możliwość podłączenia sygnału o rozdzielczości od 16 do 24 bitów i częstotliwości próbkowania do 216kHz. Z tyłu znajdziemy gniazda połączeń cyfrowych (optycznych i koaksjalnych), USB, mini-jack (możliwość podłączenia np. telefonu) i wejścia analogowe RCA. Jest też (opcjonalnie) odbiornik bluetooth. Kolumny są dość lekkie. Umieszczane na dedykowanych statywach (fotograficznych!).
BRZMIENIE
Początkowo Ancient Audio Vintage Horten zostały ustawione na stołkach (!) i połączone cyfrowo z tanim odtwarzaczem Marantza (modelu nie pamiętam, ale działanie było jak najbardziej świadome i w stylu, do jakiego zdążył nas przyzwyczaić Jarek). Nie jest kablofilem, ani miłośnikiem drogich akcesoriów (także napędów). Jego sprzęt ma grać ze wszystkim.
Już pierwsze takty pokazały niesamowity realizm brzmienia. Przy każdej zmienianej płycie mieliśmy wrażenie uczestnictwa w bardzo ciekawym spektalu muzycznym. Każdy był inny. Każdy opowiadał swoją historię. Wszystko zależało niemal wyłącznie od realizacji płyty.
Znów bardzo dobrze brzmiał klasyczny i progresywny rock. Bardzo trudny do odtworzenia. Przy klasyce wpuściliśmy orkiestrę do pokoju. Muzyka elektroniczna upajała nas bogactwem najrozmaitszych syntetycznych brzmień. Czuć było atmosferę małych klubów jazzowych i wielkich teatrów operowych. Przez ponad trzy godziny siedzieliśmy zasłuchani w dźwięki prostych głośników STXa, zaaplikowanych przez Jarka do niedrogich kolumn akywnych… Tak, tak – niedrogich. O cenie później, ale to może być rynkowy przebój w swojej kategorii.
Ów realizm podkreślała góra pasma. Nienachalna, ale jednocześnie neutralna – bez podbarwień. Bardzo szczegółowa, pokazująca niemal wszystkie wybrzmienia.
Do tego dochodziła cudowna średnica. Nie była rozjaśniona i nawet o pół kroku wycofana. Pokazywała dźwięk takim, jakim jest w naturze. Miało to na pewno duży wpływ na wzorcową wręcz mikro dynamikę (słynny Lizard – King Crimson). Wokaliści byli równie dobrze słyszalni jak całe tło: fortepian, chór, czy ciche pasaże elektroniczne.
Scena sięgała daleko wszerz i w głąb. Pozorne źródła dźwięku były słyszalne daleko za naszymi głowami (The Smile – Schiller & Sarah Brightman). Całości przekazu towarzyszył niesamowity rozmach. Dźwięk potrafił nacierać, atakować i pięknie wypełniał całe pomieszczenie. Można wręcz powiedzieć, że pomieszczenie grało wraz z muzyką.
Basu było tyle ile trzeba i był dobrej jakości. Zdyscyplinowany i punktowy. Na pewno nie było zejścia do podziemi. Dzielnie nam towarzyszył w pomieszczeniu i pięknie oddawał rytm nagrań, akcentując stopę perkusji (Limbo – Yello i Ride Across The River – Dire Straits).
Pytanie czy ten zestaw miał jakieś wady? Owszem! Dźwiękowi brakowało nieco wyrafinowania, do którego przyzwyczaił nas Jarek. STXy to nie wstęgi Ravena. Ale zaaplikowane były po mistrzowsku. Czapki z głów przed konstruktorem Ancient Audio.
PODSUMOWANIE
Zestaw Ancient Audio Vintage Horten ocenialiśmy w całości. Używaliśmy wyłącznie wbudowanego konwertera. Za brzmienie odpowiadał wbudowany procesor dźwięku.
Kolumny na tanich przetwornikach, to samobójstwo dla firmy high-endowej o takich aspiracjach, jak Ancient Audio. Takie zdanie ma wielu moich znajomych, którzy rzecz jasna nie słyszeli zestawów Vintage Horten.
To błędne rozumowanie.
Cała konfiguracja, a zwłaszcza znakomity procesor dźwięku czynią brzmienie więcej niż akceptowalnym. Kolumny są także bardzo funkcjonalne i odpowiadają współczesnemu zapotrzebowaniu na urządzenia wielofunkcyjne (przetwornik c/a przyjmuje materiał o wysokiej rozdzielczości).
Oferują przy tym brzmienie, które trudno znaleźć w tym przedziale cenowym (kosztują 12.000 PLN brutto za parę). Brak mu może jakiegoś specjalnego wyrafinowania, znanego z kolumn wysokiej klasy, ale brzmią wyjątkowo poprawnie, są neutralne i mają wbudowany niezły jakościowo przetwornik.
Każdemu polecamy odsłuch. Naprawdę warto.
DANE TECHNICZNE:
Nominalna moc wyjściowa: 2 x 60 W, klasa D
Czułość wejściowa:
• wejścia RCA – 2 Vrms
• wejście mini-jack – 0,7 Vrms
Wejście cyfrowe: PCM 16-24 bity, 44-216 kHz (Vintage Horten D)
Bluetooth: opcjonalnie
Przetworniki: 180 mm nisko-średniotonowy, 26 mm kopułkowy, wysokotonowy
Digital Speaker Processor z trzema programami: biurkowym, w wolnej przestrzeni i z subwooferem
Wykończenie: fornir z drewna bukowego, olejowany + czarny lakier
COPYRIGHT BY OAZA DŹWIĘKU 2024